piątek, 15 lipca 2011

J.D. Robb (Nora Roberts) "O włos od śmierci"

Ludzie mówią że czytanie książek jest niemodne, że to przeżytek który został zastąpiony komputerem. Aczkolwiek należy zastanowić się nad tym troszkę głębiej. Przeanalizować osobowość człowieka, który wypowiada owe twierdzenia. Czy dana osoba kiedykolwiek przeczytała książkę od początku do końca, czy sięgała po pozycje spoza listy lektur szkolnych narzuconą przez nauczyciela języka polskiego. Najczęściej okazuje się że nie. A więc czy taka osoba może być obiektywna? Nie! I to nie pozostawia żadnych wątpliwości.
Książka, która powierzchownie składa się z okładnki i niezliczonej, dla laika, liczby stron, zawiera w sobie coś niesamowitego. Historię, którą czytlenik przeżywa wspólnie z jej bohaterami. Śmieje się i płacze razem z nimi. Przeżywa chwile grozy i chwile uniesień. Analizuje dogłębnie psychikę głównych bohaterów, jest z nimi na dobre i złe. Odkładając rozpoczętą książkę i przechodząc do codziennych czynności, zastanawia się co przyniosą kolejne litery, wyrazy, strony... Można to porównać do stanu zauroczenia, kiedy ktoś nie może przestać myśleć o drugiej osobie, przewija się ona przez każdą myśl, każdy czyn, każdą chwilę. Podobnie jest z książką. Ciężko o niej zapomnieć jeżeli wiemy że jeszcze jej nie dokończyliśmy. I to jest to "coś", co sprawia że książka nigdy nie stanie się niemodna, co nigdy z książki nie zrobi przeżytku. 
Wczoraj po północy skończyłam czytać powieść kryminalną, napisaną przez Norę Roberts która nosi tytuł "O włos od śmierci". Opisuje ona historię dziewczynki, która widziała śmierć swoich najbliższych, która w kilka minut traci wszystko co miała, którą ratuje główna bohaterka książki, pani porucznik Eve. I to właśnie Eve postanawia jej pomóc. co wcale nie jest proste i łatwe, nawet dla niej samej.
Nic nowego, taki opis znaleźć można bez większych problemów w sieci. Ja spróbuje opisać swoje odczucia które towarzyszyły mi podczas "wyprawy" w którą zabrali mnie bohaterowie owej powieści. Zaczęłam czytać ją w autobusie, którym wracałam do domu. Podróż trwała ponad 7 godzin, z których przez ok. 6 towarzyszyło mi słońce, zapewniające dostateczną ilość światła dziennego. Co więcej kierowca okazał się bardzo wyrozumiały i omijał większość dziur na naszych wspaniałych drogach, co ułatwiło mi panowanie nad skaczącymi literkami. 
Książka, jak większość kryminałów, które do tej pory przeczytałam, rozpoczęła się opisem wydarzenia, wokół którego toczyła się cała akcja powieści. Opis owego wydarzenia sprawił że moje początkowego odczucia były bardzo pozytywne. Napięcie, niedopowiedziane kwestie budzące ciekawość, dosyć dobry opis, choć nieidealny. Aczkolwiek sama nie zrobiłabym tego lepiej, gdyż moje próby pisania książek zawsze kończyły się tak samo. Albo były tak nudne, że sama przy ich usypiałam, albo najzwyczajniej w świecie były odwzorowaniem książki, którą w tamtym czasie przeczytałam i która była dla mnie wielką inspiracją. Ale mniejsza z tym... No więc powieść "O włos od śmierci", a raczej jej początek sprawił, że moja ciekawość zaczęła rosnąć, i to ona sprawiła że z dużym zainteresowaniem zaczęłam pochłaniać kolejne strony, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o losach postaci. I tak było przez cały czas, dopóki nie ściemniło się na tyle, że z żalem musiałam zamknąć książkę, a jej dokończenie przełożyć na najbliższy możliwy termin. Po powrocie do domu, najpierw pochłonęły mnie zwyczajne obowiązki, później odwiedziła mnie rodzina, a więc książka czekała na mnie z cierpliwością przez kolejne trzy dnia. Gdy tylko goście zamknęli za sobą drzwi ja powróciłam do lektury, która nie chciała dać mi spokoju. I tak wczoraj ok. 18 powróciłam do miejsca w które zabrnęłam wraz z bohaterami owej powieści. Czytałam ją z wypiekami na twarzy chcąc dowiedzieć się czy pani porucznik rozwiąże tą sprawę, czy jednak coś pójdzie nie tak. I tak dobrnęłam do końca co zaspokoiło moją ciekawość, ale... Zakończenie owszem, było zaskakujące, gdyż nasuwało się całkowicie inne, aczkolwiek uważam że to "inne" byłoby jednak ciekawsze. Po przeczytaniu ostatniego wyrazu poczułam niedosyt, nie chciałam rozstawać się z nimi w takim momencie. O ile opis wydarzeń pomiędzy rozpoczęciem danej sprawy a jej zakończeniem był wyczerpujący, o tyle zakończenie było za szybkie, tak jakby ten punkt kulminacyjny wypalił się zaraz po tym jak zaczął się tlić.  Odniosłam wrażenie, jakby autor, cały wysiłek pozostawił w opisie początkowych wydarzeń, a na końcówce zabrakło mu sił.
Pomimo mojego rozczarowania (chociaż może to troszkę zbyt mocne słowo) zakończeniem, uważam że książka jest godna uwagi. Z czystym sumieniem polecam ją tym, którzy zastanawiają się czy po nią sięgnąć. Przy niej na pewno nie będziecie mieli czasu żeby się nudzić. A przecież okres wakacyjny sprzyja czytaniu książek, w końcu mamy mnóstwo wolnego czasu, no przynajmniej niektórzy z nas :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz