piątek, 9 marca 2012

Narodziny człowieka XXI wieku...

Idąc przez życie większość z nas stara się być dobrym. Niekiedy nie ogranicza się jedynie do niewyrządzania krzywdy drugiej osobie, ale również jej pomaga. Pomoc ma różne oblicza... Zasadniczo udzielamy jej nie zastanawiając się nad tym, robimy to wręcz odruchowo, mechanicznie. Wszystko jest pięknie, ludzie nas akceptują, niektórzy obdarzają nawet sympatią. Sympatia ta także ma zróżnicowane oblicza. Może mieć związek z wdzięcznością, ale może być również bezinteresowna. Więc żyjemy sobie, wszystko jest pięknie do pewnego momentu. Momentu krytycznego dla wielu znajomości tudzież przyjaźni. Zaczyna się on w czasie gdy to NAM potrzebna jest pomoc. Nie chodzi mi tutaj o jakąś wyimaginowaną pomoc. Pomoc niewielką, prostą, niematerialną.
I teraz jest wielkie "TRACH", jak na giełdzie... Nagle nie ma nikogo kto byłby chętny do pomocy. Wszyscy są zajęci, udają że nie widzą bądź nie słyszą, ewentualnie podają jakiś zdawkowy powód, taki na "odczep się". I zostajesz sam. Sam ze swoim problemem, pomimo że jest on tak banalny. I w tym oto momencie zaczynasz wątpić w przyjaźń, w miłość, we wszystkie wartości według których postępowałeś i tak zawzięcie wierzyłeś latami. Świat wartości którym się otoczyłeś runął z wielkim hukiem. A Ty zostałeś sam... Wokół nie ma nikogo. Jesteś Ty, Twój problem i cisza, pustka. Czekasz, bo jeszcze się łudzisz że ktoś jednak zawróci, że ktoś pomyśli- "on pomógł mi tyle razy a ja go teraz zostawiłem" - i zawróci. Nie. Nie masz na co liczyć. Inni mają Cię w głębokim poważaniu. Kiedy już to do Ciebie dotrze i otrząśniesz się z szoku (myślę że można to tak nazwać), podniesiesz głowę i pójdziesz walczyć (nie z nimi oczywiście ale z problemem). A kiedy już z nim wygrasz i wrócisz w krąg dobrze Ci znany, ale jakby odkryty na nowo, już nie będziesz się oglądał za siebie. Już nie będziesz miał czasu, już nie będziesz miał ochoty pomagać innym. Staniesz się egoistą. Zbudujesz nowy świat wartości, który ze starym będzie miał niewiele wspólnego, jeżeli w ogóle cokolwiek. Staniesz się nowym człowiekiem, człowiekiem XXI wieku. Więc morał z tego taki, że nie warto pomagać innym, bo kiedy jesteś w potrzebie, to Tobie nikt nie pomoże. Brutalne ale jakie prawdziwe!

Bo tutaj jest jak jest...

środa, 2 listopada 2011

Człowiek w XXI wieku.

Jak żyje przeciętny człowiek na początku XXI wieku? Wielu ludzi pomyśli sobie normalnie, a jak ma żyć... Otóż zastanawiając się nad tym zagadnieniem trochę dłużej można dojść do całkiem innych wniosków. Oczywiście z jednej strony jesteśmy zmuszenia do podporządkowania swojego życia pewnym regułom narzuconym odgórnie, ale czasami warto załamać kilka z nich.

Co towarzyszy nam na co dzień? Pośpiech... Przecież musimy jakoś żyć, a więc musimy zarabiać pieniądze. Żeby je zarabiać musimy pracować. Co więcej pracować ciężko za stosunkowe niewielkie wynagrodzenie, ale przecież nikt nie obiecywał że będzie lekko. A więc budzimy się wcześnie po to żeby zdążyć do pracy, gdy z niej wracamy mamy milion zajęć które musimy wykonać. Dlaczego musimy? Bo w mniemaniu wielu
z nas cały świat runie jeżeli tego nie zrobimy. Zakupy, gotowanie, pranie, prasowanie itp. Kiedy w końcu zrealizujemy plan dnia, jesteśmy tak zmęczeni że nie mamy już na nic siły. Marzymy tylko o tym żeby położyć się i usnąć, przecież rano znów musimy wcześnie wstać, pójść do pracy i wykonać mnóstwo innych rzeczy.
Analizując tą naszą codzienność zauważam coś bardzo niepokojącego. Człowiek żyjący w XXI wieku nie ma czasu dla samego siebie. Zamienia się w maszynę zaprogramowaną przez pracodawcę, męża/żonę, dzieci.
I tak mija kolejny dzień, tydzień, miesiąc... Nagle lata pędzą jak szalone, a my zastanawiamy się, gdzie one się podziały? Tak szybko uciekły? Nawet tego nie zauważyliśmy?
A co o swoim życia będziemy mogli powiedzieć za 30- 40 lat? Że mieliśmy dobre życie? Przecież większej jego części nawet nie będziemy pamiętali. Dlaczego? Bo wszystko zleje nam się w jedną, niepodzielną całość. Bo zabije je rutyna i pęd za pieniędzmi, prestiżem, karierą. Nie twierdzę że to coś złego, mieć ambicje. To bardzo ważny element naszej osobowości, dzięki któremu możemy się rozwijać, ale czy to jest najważniejsze? Czy nie warto czasami zwolnić? A nawet zahamować... Powiedzieć sobie STOP? 
Zostawiam Was z tym pytaniem samych. Może to właśnie ta chwila zmieni coś w Twoim życiu... :)


I na koniec jak zawsze coś do posłuchania... Klasyk, utwór z którym przeżyłam okres buntu :) Metallica- Nothing Else Matters  .

środa, 5 października 2011

Jeszcze tylko 9 miesięcy... :)

Ostatnio brakuje mi czasu na czytanie, chociaż może to również brak weny... Rozpoczął się październik a wraz z nim nowy rok akademicki, który zapowiada się dosyć ciężko. W pierwszej kolejności muszę zabrać się za napisanie pracy licencjackiej, więc z książkami będę miała do czynienia na co dzień, aczkolwiek nie z takimi z którymi bym chciała. W każdym razie mam wątpliwości czy do końca tego roku kalendarzowego uda mi się znaleźć czas na czerpanie przyjemności z ulubionych lektur. Od poniedziałku do piątku zajęcia na uczelni, wieczorami pisanie pracy, a weekendy zarezerwowane na podróże do mężczyzny, który oddalony jest ode mnie o 333 km. Zakładając optymistyczny wariant, a więc taki w którym wraz z grudniem skończę pisanie pracy licencjackiej, muszę wziąć pod uwagę że cały styczeń rezerwuję na naukę, bo początek lutego to sesja zimowa, tak więc odpadają kolejne dwa miesiące. Marzec i kwiecień to czas w którym trzeba będzie uczyć się do egzaminów na studia drugiego stopnia. Maj- sesja letnia, no i czerwiec- obrona pracy licencjackiej. Fantastyczna perspektywa najbliższych dziewięciu miesięcy :) Ale cóż... Trzeba coś osiągnąć w życiu, bo przecież nie robię tego dla innych, robię to dla siebie.

Analizując swoją obecną sytuację mogę stwierdzić iż faktycznie nie będę miała czasu na czytanie książek i na opisywanie swoich subiektywnych opinii na ich temat. Z tego też powodu pomyślałam sobie, że na najbliższe kilka miesięcy przekształcę troszkę tematykę swojego bloga, i będę tutaj pisała o bardziej przyziemnych kwestiach. A więc o czym? O mojej zwykłej codzienności. Może czasem dorzucę jakiś  bardziej ambitny post, aczkolwiek nie obiecuję, gdyż nie znam jeszcze maksymalnych możliwości swojego mózgu. Nie wiem czy będzie on chciał w miarę poprawnie funkcjonować po ok. 10 godzinach intensywnej pracy ;) 

Najbliższy tydzień jeszcze sobie odpuszczę... Wiedzę w początkowym stadium należy dawkować powoli, a więc same wykłady wystarczą. Ambitna praca dopiero od poniedziałku! <-- taki jest plan ;)
Jak na początek chyba wystarczy, nie będę Was już dłużej zanudzała swoim narzekaniem.


Nutka przy tym poście to Adele - He Won`t Go. Ostatnio jestem zakochana w jej twórczości :)